Lech Szypa – nauczyciel, poeta, malarz

O dziadku

Lech Szypa

Lech Szypa urodził się 16 maja 1955 roku w Skarżysku-Kamiennej jako drugie dziecko. Brat Maciej jest starszy o rok. Ojciec Zbigniew pracował w narzędziowni w Zakładach Metalowych jako ślusarz. Mama Danuta pracowała również w Zakładach Metalowych, ale później na skutek redukcji zatrudnienia została zwolniona i znalazła swój sposób na pomoc w utrzymaniu sześcioosobowej rodziny poprzez pracę w handlu. Oprócz brata Lech posiadał jeszcze dwie siostry: Grażynę i Elżbietę. Obie od lat mieszkają w Skarżysku-Kamiennej.


Lech po skończeniu szkoły podstawowej w swoim rodzinnym mieście wyruszył do Technikum Chemicznego w Pionkach. Był to pomysł rodziców, którzy myśląc praktycznie o przyszłości syna, pragnęli mu otworzyć zakład lakierniczy (jak się później okaże – nigdy do tego nie doszło). Już w technikum Lech uczestniczył w życiu artystycznym szkoły. Grał na gitarze w zespole muzycznym. Bujne, długie włosy niejeden raz przysporzyły mu problemów, za co nawet „wyleciał” z internatu.

Po skończeniu Technikum Chemicznego w latach 1975-1977 odbył zasadniczą służbę wojskową. Wojsko było dlań horrorem. Wrażliwa, buntownicza dusza artysty już dawała o sobie znać. Z wojska tak pisał do swojej ukochanej matki, która zawsze była Jego wielkim odrębnym światem:

W wojsku na ile to było możliwe „kiwał” przełożonych i gdy tylko nadarzała się sposobność czytał, czytał książki, by udowodnić sobie i innym, że stać go na lepszy świat. Toteż w 1977 roku po odbyciu wojska złożył dokumenty na WSP do Kielc, zdał egzaminy i został przyjęty. Na uczelni czynnie udzielał się w życiu studenckim. Był przewodniczącym Koła Geografów – organizował obozy edukacyjne. Już wtedy w wolnych chwilach malował obrazy: pejzaże, portrety koleżanek czy Kielce. W 1981 roku ukończył studia z wynikiem bardzo dobrym uzyskując tytuł magistra geografii i podjął pracę w skarżyskich szkołach w swoim zawodzie. W roku 1987 przyjeżdża na plener literacko-malarski do Kazimierza Dolnego. Jego wrażliwość i talent dostają szalonego wręcz bodźca do twórczej pracy. Szypa rozstawia sztalugę coraz to w innym miejscu. Powstaje obraz za obrazem. Od tego momentu jest już pewien, że jest to to co chce robić w życiu i jest to miejsce wprost fantastyczne do samorealizacji się. Tuż pod koniec pleneru osobiście poznaje mistrza; Jana, Stanisława Łazorka, z którym zaprzyjaźnia się. Zaproszony przez artystę przyjeżdża do niego i tak obaj szaleni w transie malują, malują, malują…Byli podobni w szybkości i łatwości uprawiania tego zawodu. Tak było przez kilka sezonów. W roku 1990 w Poznaniu na Targach Sztuki „Inter-Art” wynajmowali stoiska obok siebie. Gdy urządził swój salon mistrz Jan obejrzał wystawę i stwierdził to swoim: „wujek, aleś wystartował”…Lech odniósł tam duży sukces sprzedając akty, kwiaty, pejzaże. A trzeba dodać, że sztuka była wówczas na dużym poziomie i konkurencja ogromna. Być może tam młody Lech uwierzył w swój talent i utwierdził w przekonaniu, że to co robi ma sens. Przez lata pracy pedagogicznej (a było ich 10) cały czas maluje nocami, swoje ukochane obrazy. Uczestniczy również czynnie w życiu kulturalny m miasta, poprzez przynależność do Klubu APA, czy do Klubu Literackiego przy ZNP w swoim mieście. Występuje również w kole estradowym przy ZNP recytując wiersze. Powstają własne tomiki wierszy „Apejron”, „Skala” oraz zbiorowe „Skojarzenia i refleksje” czy „Świat i my”. Wyjazdy na plenery malarskie organizowane przez kielecki Klub „Budowlanych” w Ameliówce, Bocheńcu, Chęcinach, Sielpi czy Kazimierzu Dolnym owocują wystawami zbiorowymi i indywidualnymi. Środowisko lokalne nie wystarcza już Szypie. Wraca do Kazimierza i tu po rozmowie z Janem Łazorkiem o Jego rezygnacji z galerii na zamku – podejmuje natychmiastową decyzję – wynajmuje pomieszczenia na swoją własną autorską galerię. W ten sposób bierze rozbrat z tym co stałe, czyli nauczycielska pensja i rusza w nieznanie-ryzykowny świat sztuki. Bo tu nie ma mądrych albo się uda, albo nie! Od roku 1991 sam sprzedaje własne obrazy zdobywając poprzez rozmowy i kontakt coraz liczniejszą liczbę zwolenników i klientelę. Początkowo wynajmuje mieszkania w różnych miejscach w Kazimierzu, ale to się staje zbyt uciążliwe i kosztowne, poza tym nigdy nie jest u siebie. W 1993 roku sprzedaje własne mieszkanie w bloku w Skarżysku-Kamiennej i kupuje dom na i kupuje dom na raty w Bochotnicy blisko Kazimierza, przenosi swe życie w ten zaczarowany świat. Stanowi to (jak się potem okaże) fantastyczną ostoję dla młodego, energicznego twórcy. Tu znajduje ciszę i spokój po hałaśliwym Kazimierzu. Może tworzyć. Jest wolny!!!

Lata 1991-2007 to dla Lecha lata dolata dobre tak w życiu prywatnym jak i zawodowym. Udany związek małżeński z Alicją, Natalią pomaga w uprawianiu malarstwa. Spokój, cisza i harmonia – wpływają na twórcę pozytywnie co przejawia się w powstawaniu coraz to nowych obrazów; małych, dużych…różnych zarówno w treści jak i formie. Tutaj plenery (jak mówił do znajomych) to gotowe obrazy trzeba…je tylko namalować – żartował. Jemu to sprawiało ogromną radość i dawało szczęście, że mógł tu być i tu żyć. Sam twierdził, że jak nie namaluje dziennie obrazka to…jest chory. Nigdy nie malował tylko w niedzielę. Poprzez te owocne lata pracy twórczej Lecha w Kazimierzu (ukochanym nade wszystko) powstawały obrazy jeden za drugim. Rozchodziły się w 70% w Polsce, reszta wędrowała wraz z Polonusami i turystami za granicę. Mają więc obrazy w swych prywatnych zbiorach ludzie na wszystkich kontynentach. Dumą Lecha było, że aż 3 jego obrazy posiada Kazimierz Górski oraz szef FIFA Sepp Blatter – Warszawę (rynek wraz z Zamkiem Królewskim). Obrazy trafiały również w odległe i ciekawe miejsca jak Kuwejt, Kanada czy Sycylia.

I tu należy zrobić przerwę…bo życie takie jest. Szkoda, że podstępna choroba przerwała Jego dobrą passę i pasję do uprawiania malarstwa. Malował do końca, nie poddawał się dopóki paraliż nie odebrał mu prawej ręki. Był przez to ogromnie nieszczęśliwy. Z chorobą zmagał się dzielni – ale śmierć przyszła nieubłagalnie…

13 stycznia 2007 roku o godzinie 15:20 odszedł od nas ktoś wspaniały, wielki, kochany, niezastąpiony

– Lech Szypa – nauczyciel, poeta, malarz

Jakim był człowiekiem? Nie sposób ocenić jednoznacznie i krótko. Można rzec: od skrajności do skrajności. Tytan pracy, człowiek spokojny, lecz wciąż targały nim wielkie emocje i namiętności. Potrafił być cichym, spokojnym, a za moment porywczym, szorstkim facetem. Stany te można powiedzieć mieszkały w nim od zawsze. Lecz gdyby nie te emocje, wrażliwość i doza szaleństwa pewnie nie byłoby tych…i innych obrazów, które prawie zawsze są kolorowe i ciepłe, co tak ogromnie wszyscy podkreślają.

Nade wszystko ceniłam w Nim takie cechy jak: odpowiedzialność, punktualność, ogromną wiedzę (nie zasnął gdy nie poczytał książek), ciekawość i ambicja w poznawaniu bieżących nowości z zakresu techniki czy technologii. Doceniam inteligencję, która przejawiała się w bogatym interpretowaniu zjawisk, wydarzeń itp. Kochał muzykę i sport. Muzyka towarzyszyła mu wszędzie, czy to w podróży, a już bezwarunkowo przy malowaniu. Bezkrytycznie zakochany w twórczości polskiego bluessmena Tadeusza Nalepy, słuchał go godzinami. Szanował Niemena i wielu innych dobrych muzyków polskiej sceny, co nie przeszkadzało mu hołubić Hendrixa, Pink Floydów czy Deep Purple za ogromny muzyczny kunszt.

Cechy te można by wymieniać długo. Faktem jest, że po Wojciechu Hubickim, Wojciechu Kosowskim, Janie Łazorku, Andrzeju Kołodziejku – Lech Szypa dołączył do smutnego grona piewców Kazimierza Dolnego, którzy odeszli.

Prace Jego znajdują się w prywatnych zbiorach w Polsce oraz w Japonii, USA, Kanadzie, Włoszech, Francji, Niemczech, RPA, Australii, Chinach, Austrii, Belgii, Rosji, Szwajcarii, Wielkiej Brytanii, Szwecji, Finlandii czy Kuwejcie. Świadczy to o dużej popularności Lecha Szypy i dużym wkładzie w rozsławianiu urokliwego Kazimierza Dolnego i jego okolic. Dla rodziny czuły opiekuńczy mąż, wspaniały ojczym i teść oraz najukochańszy, mądry dziadek.

…choć umarł żyć będzie zawsze – w naszych sercach i w swoich obrazach…

Żona: Alicja, Natalia

Twórczość

Sztuka jako przeżycie intelektualne, uczuciowe i filozoficzne realizowana jest poprzez oddziaływanie koloru i form. Wyrażane myśli i przekonania docierają i poruszają. Nieustanny rytm przyrody i ruch człowieka w kierunku postępu powierzhcownie odkrywają ukryte siły. To sugestia panowania nauk ścisłych, czasu, materii i przestrzeni tajemniczych definicji i wzorów. Następuje zapośredniczdenie od formy wyrazu dla nowego, bezosobowego wszechświata do barwnej plamy, postaci człowieka i wielkich płaszczyzn przestrzeni. To walka jakby trzech kosmosów: natury ludzkiej, natury przyrody i natury cywilizacyjnej odzwierciedla postawę nowej filozofii homo fabera. Między odbiorcą a dziełem sztuki ustala się nowy stosunek w relacji jakby matematyczno-fizycznej.

Lech Szypa 1986 rok

W cyklu alegorycznym inspirowaną książką C. Chlebowskiego „Pozdrówcie Góry Świętokrzyskie” mamy zestawione obok siebie dwie sytuacje symboliczne, wręcz przeciwstawny, na zasadzie paradoksu. W sensie dosłownym natura i człowieczeństwo. Infrastruktura przemysłowa niszczy krajobraz – Gołoborze Świętokrzyskie stając się symbolem wszystkiego co żyje. Przemysł żyjąc –  obumiera, kona. Siły stanęły obok siebie naprzeciw siebie. To jakby zestawienie śmierci i radości życia. Zbliżeni zostajemy na chwilę do problemów aktualnych współczesnego istnienia. Życie podjęte jako metafora „ciężkiego żywota”, a idea humanizmu zaklęta w rury, śrubki, dym, kurz. Uchwycona jest istota doczesności człowieka…”Osoba” – człowiek – kobieta idea pojawia się, ma zabarwienie wartościujące, jakby zginęła w wartości nadrzędnej – ruinie, dewastacji w produkcie wytworzonym do konsumpcji. Jednak ta maszyneria personifikująca śmierć niszczy jedynie ciało-część natury. Poza jej zasięgiem pozostaje to co duchowe, co jest tożsame z artystą.

Człowiek jest starszy od swojego tworu – przemysłowego monstra, który go uzależnił. Choć zmieniła go ta sytuacja, poszukuje nowego wymiaru duchowego.

Lech Szypa 1987 rok

T. Tołowiński stwierdził…

…im dłużej analizuję zagadnienia tym wyraźniej widzę, że architektura jest pojęciem najszczerszym…”

Płótna przedstawiające architekturę są jako pełnia zjawisk wyrazem zdarzeń, w danej chwili. Tu przestrzeń i czas jakby wypływały ze starożytnej definicji architektury. Trwa statyka i ład. Akt twórczy transformuje zastawny byt w inny. W tym seansie plenerowym nastąpił przepływ energii, a zastawny proces na ekranie obrazu – materialnym odbiciem.

Te doświadczenia procesów życia w różnych okresach rozwoju człowieka otwierają intuicyjne wizje dziejów łączących teraźniejszość z przeszłością. Planowanie kompozycji odbywa się na płaszczyźnie raz w dwóch wymiarach jakby wycinając z całości element. Drugi raz kompozycja dopełnia dwuwymiarowy plan układem przestrzeni i brył. Wyraźnie widaź łączenie odległych pojęć architektury i krajobrazu. To celowa działalność geografa środkami planistycznymi. Ta świadomość co stanowi istotną potrzebę człowieka – rodzina, ognisko domowe, przeciwieństwo uiszczenia każe zanotować „obrazy” mijane w pędzie codzienności. Powstały one nie z przyczyny samej architektury. To jakby punkty, linie, plany wirującego powietrza. Wydarzeniem jest każdy puls energii, który samoczynnie przekształca się z istniejącego tworzywa w nową materię – malarskie dopełnienie rzeczywistości. Całość upoetyczniona powraca w strofy wierszy drgając w świadomości.

Lech Szypa 1988 rok